Nieudana sprzedaż, długi, bunt piłkarzy – Pogoń Szczecin i jej wizerunek rozsądnego klubu rozpada się na kawałki


Pogoń Szczecin w największym kryzysie od niepamiętnych lat

6 stycznia 2025 Nieudana sprzedaż, długi, bunt piłkarzy – Pogoń Szczecin i jej wizerunek rozsądnego klubu rozpada się na kawałki
Szymon Gorski / PressFocus

To miał być początek nowej ery. Jarosław Mroczek postanowił oddać Pogoń Szczecin w ręce innego człowieka. Może i słabszą niż dwa, trzy lata temu, ale wciąż ze sporym potencjałem kibicowskim i sportowym. Tymczasem zamieszanie, jakie trwa do dobrych kilku tygodni, nie dość, że nie przyniosło zmiany właściciela, to jeszcze na dokładkę ujawniło większe od zapowiadanych długi. Sytuacja jest już na tyle zła, że piłkarze rozpoczęli strajk i odmówili wyjścia na trening.


Udostępnij na Udostępnij na

To, co wydarzyło się 4 stycznia po południu w Szczecinie, spadło jak grom z jasnego nieba. Piłkarze Pogoni Szczecin przez długi czas nie wychodzili na trening. Zgodnie z relacją Bartłomieja Czetowicza (który był tego feralnego dnia na obiektach) piłkarze najpierw udali się do małej salki, gdzie jak się później okazało, mieli oni spotkanie z osobami z zarządu. Ponieważ to spotkanie nie poszło po myśli piłkarzy, ci potruchtali chwilę po boisku i minutę później zeszli z niego.

Nie było żadnych informacji od piłkarzy. Jak później się dowiedzieli lokalni dziennikarze po rozmowach z osobami z klubu, już jesienią było kilka takich nieprzyjemnych rozmów z zarządem. Powodem strajku są opóźnienia w wypłatach pensji, których zawodnicy nie dostają na czas od dłuższego okresu. Sam protest wyszedł spontanicznie. Ktoś powie, że to sensacja. Tak zdrowy klub jak Pogoń, chwalony w mediach za stabilność, ciekawy projekt, odpowiedzialnego prezesa? Lecz dla ludzi, którzy są z tym klubem związani bliżej, było jasne, że to w końcu musiało wybuchnąć. Tak źle nie było od niepamiętnych i niechcianych czasów Ptaka, Gondora…

Pogoń Szczecin od jakiegoś czasu żyła ponad stan

Co bardzo słusznie zauważył Daniel Trzepacz na pokoju na platformie X o Pogoni (polecamy Wam w ogóle odsłuchanie tego pokoju, zwłaszcza fragmenty z Bartłomiejem Czetowiczem, Danielem Trzepaczem, Adamem Krokowskim i prowadzącymi podcast – wszyscy są bowiem lokalnymi dziennikarzami i ludźmi związanymi z mediami zajmującymi się Pogonią), „Portowcy” kilka lat temu trafili na okres prosperity. To właśnie w czasie pandemii Pogoń, gdy straciła sponsora głównego Azoty, zaczęła żyć trochę ponad stan.

Zaciągnięto pożyczki, ale można to było zbalansować choćby tym, że w klubie był wtedy Kosta Runjaić, autor największych sukcesów Pogoni w XXI wieku. Pomagał też fakt, że koszty organizowania meczów były bardzo niskie, bo po prostu stadiony były zamknięte, a potem w trakcie remontu nie przychodziło dużo ludzi.

Pogoń Szczecin: zdrowy klub o zdrowych podstawach, który wyrwał się ze strefy komfortu

Przez lata Pogoń Szczecin była chwalona za swoje zdrowe finanse. Za ciekawy i ambitny projekt z pięknym stadionem. Doceniano stawianie na młodych piłkarzy i powstającą akademię. Słowem, „Portowcy” wskoczyli do czołówki i mieli pełne prawo rozpychać się w niej łokciami.

Jednak z upływem czasu koszty zaczęły rosnąć, a prezes Mroczek to nie jest polski Rockefeller i nie był w stanie wiecznie dokładać do zespołu tak, by utrzymywać wysoki poziom życia przez dłuższy czas. I tu dochodzimy do sedna problemu.

Haditaghi otworzył oczy na funkcjonowanie klubu

Jaki Alex Haditaghi jest, wszyscy widzieli. Nie wszystkim (w tym i nam) podobał się sposób komunikacji tego człowieka. Jednak paradoksalnie jego przybycie przyniosło pewne korzyści (o ile można tak to nazwać). Kibice bowiem wreszcie dowiedzieli się, jak poważna jest lub może być sytuacja klubu.

Kibic miał wiedzieć tyle, na ile mu Pogoń Szczecin pozwoliła

Bo powiedzmy sobie uczciwie: Pogoń Szczecin przez długie lata była bardzo hermetyczna pod względem wypuszczania informacji. Kibic miał wiedzieć tylko to, co chciał klub. Niestety takie podejście często skutkuje tym, iż nabiera się nieuzasadnionej pewności co do swojej decyzji. Mało tego, rozmowy w mediach także utwierdzały włodarzy, że wszystko jest cacy, skoro jesteśmy chwaleni za akademię, za rozsądek, że jesteśmy ambitnym projektem etc. Zarząd żył w fałszywej świadomości, że zawsze wszystko będzie w porządku. Dlatego doszukiwano się problemów w kibicach malkontentach.

Wmawiano sobie, że wszystko się ułoży. Mimo że klub rokrocznie wpadał w coraz większą spiralę długów. Pożyczek spłacanych innymi pożyczkami. Przegrany finał czy 4. miejsce w lidze to tylko epizody pewnej całości – konsekwentnego życia ponad stan i fałszywego przekonania o własnej nieomylności. Bo jak inaczej nazwać fakt, że od kilku lat klub regularnie wpisywał do swoich sprawozdań finansowych w zyskach udział w europejskich pucharach? Pucharach, do których wcale nie był pewny awansu.

Wieloletnie kontrakty za bajońskie sumy dla wiekowych gości

Co jeszcze przemawia za grzechem niegospodarności włodarzy? Choćby fakt, że zgodnie z informacjami Michała Horbaczewskiego Benedikt Zech przy podpisaniu 3,5-letniej umowy jako 31-latek miał zarabiać 140 000 zł miesięcznie. Zakładamy że taki Stipica, dziś grający w rezerwach, też mało nie zarabiał po podpisaniu nowego kontraktu. Wspominaliśmy już niedawno o tym, że przez długi czas Pogoń wydawała na wynagrodzenia więcej, niż zakłada maksymalna średnia. Znów komuś nie zapaliła się lampka ostrzegawcza, że skądś kasę na takie fanaberie trzeba wziąć. Zwłaszcza że klub NIE MIAŁ głównego sponsora.

W większości klubów zawodnikom z grupy 30+ cyka się kontakty co rok, aby w przypadku obniżki formy móc kulturalnie się rozstać bądź obniżyć wymagania finansowe. Tymczasem w Pogoni za bardzo zaufano własnemu przeczuciu oraz formie kluczowych piłkarzy, którzy na tamten moment stanowili trzon zespołu. Ale mówiono: pieniądze są, nie ma się co martwić, to zabezpieczenie kluczowych graczy na kluczowych pozycjach. Jak widać, racji nie mieli. Stipica na własne życzenie kopie w rezerwach, Zech mocno obniżył loty już dawno temu.

Nie trzeba wiedzieć wszystkiego, ale nie można robić z wszystkiego tajemnicy jak Pogoń Szczecin

Wiadomo, że wszystkich szczegółów nie należy zdradzać, ale kibicom zależy na tym, żeby z klubem działo się dobrze. A jak może dziać się dobrze, skoro kibic oraz dziennikarz jest notorycznie odcinany od informacji. Wciska mu się bajki, że jest w porządku, że mamy superakademię, superzespół, zdrowe finanse. Nawet jak już są w ogóle jakieś problemy, to niewielkie. Wiemy już przecież, że takie sytuacje, gdy groził strajk, miały miejsce parę razy jesienią. To dobitnie dowodzi, że źle w klubie działo się już od dłuższego czasu, i wszyscy o tym wiedzieli. Jednak nikt kwapił się wyjść do kibiców, do dziennikarzy lokalnych, którzy szczerze troszczą się o losy drużyny, i powiedzieć czegoś w stylu: – Słuchajcie, sytuacja jest trudna. Przeszarżowaliśmy, narobiliśmy długów, chcieliśmy dać wam sukcesy, nie do końca wyszło. Teraz bardzo możliwe, że w najbliższych latach będą poważne cięcia i powrócimy do środka tabeli albo może trochę niżej. Finanse nie pozwalają nam na to, aby bić się o medal.

Prawda podobno ludzi wyzwala, ale nikt nie ma na to ochoty

Brzmi to może okrutnie, ale wyznajemy zasadę, że każda prawda jest lepsza niż jej brak. Bo pod tym względem piłkarski klub jest trochę jak rodzina. W rodzinie należy sobie mówić o problemach, a nie udawać, że ich nie ma, i czekać, aż nas zaczną zżerać od środka. Dopiero w zeszłym roku prezes częściowo przyparty do muru został zmuszony do wyjścia do ludzi i opowiedzenia o problemach Pogoni. 21 stycznia roku 2025 znów to uczyni.

Ale na razie wszyscy nabrali wody w usta. Prezes na urlopie w Tajlandii, dyrektor sportowy nie odbiera telefonów. Piłkarze milczą, kapitan zespołu wypuścił zaś dwuzdaniowe oświadczenie, nie odpowiadając na pytania dziennikarzy.

Jest nam bardzo przykro, że musiało dojść do takiej sytuacji. Wierzę, że taka sytuacja pomoże piłkarzom i całemu klubowi, bo Pogoń jest najważniejsza. Kamil Grosicki opowiadający o strajku piłkarzy

Wczoraj wieczorem jeden z kibiców Pogoni ujrzał grupę zaparkowanych samochodów pod domem Dariusza Adamczyka. To oznaczało tajne nocne rozmowy o trudnej sytuacji w Pogoni. A burza wciąż gęstnieje…

Będzie konferencja, ale czy na niej kibice i dziennikarze usłyszą prawdę?

Poza tym: czy na nadchodzącej konferencji usłyszymy całą prawdę? Czy może znów tylko tyle, aby uspokoić kibiców (jakkolwiek irracjonalnie to nie brzmi)? Zaufanie do zarządu jest równe bądź bliskie zeru. Stowarzyszenie kibiców Pogoni domaga się na tym spotkaniu pełnej prawdy, inaczej podejmie kroki prawne, aby tę prawdę poznać (choć nie wiemy, jak oceni, co jest prawdą, a co nie). Jeszcze nie tak dawno Pogoń Szczecin mogła liczyć na uznanie kibiców oraz ogólnopolskich mediów. Teraz ta rodzinna atmosfera, idylliczny obrazek rozsądnego klubu z ambicjami pękł w stos odłamków. Próba sprzedaży klubu otworzyła swoistą puszkę Pandory, z której brudy Pogoni wypłynęły szerokim strumieniem.

Zamiast przygotowywać się do rundy, będą drżeli o wypłaty

Problemy wizerunkowe oczywiście przełożą się też na problemy boiskowe. Piłkarze w tej sytuacji będą myśleli o tym, żeby jak najszybciej uciec z tonącego pokładu. Benedikt Zech już rozwiązał umowę z Pogonią. Według ustaleń Bartłomieja Czetowicza klub ma nie dopuścić do sytuacji, w której piłkarze będą mogli złożyć wnioski o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Niemniej wiemy, jak gra się klubom, gdy z kasą jest krucho. Jak dotąd PKO BP Ekstraklasa nie uświadczyła drugiej magicznej historii a’la Polonia Warszawa.

Mało tego, 7 stycznia piłkarze wylecą do Belek na zgrupowanie. Tam strajku ma nie być, ale co będzie, jak wrócą do Polski? Nie wiadomo. Zresztą jak tu myśleć o normalnym przygotowaniu się do rundy, skoro dzieje się źle, a rozmowy z zarządem nie dają efektów?

Możliwa kroplówka od miasta

Sytuacja jest na tyle zła, że pomocy trzeba szukać ze strony miasta. Być może swoje trzy grosze dołoży też Sławomir Nitras, aktualny minister sportu pochodzący ze Szczecina mieniący się kibicem Pogoni. Dla prywatnych klubów zapomoga z kasy państwa na przetrwanie jest policzkiem w twarz.

Miał być happy end, są chaos, krytyka i bunt na pokładzie

Jarosław Mroczek chciał przy sprzedaży zjeść ciastko i mieć ciastko. Tymczasem nie dość, że klub nie został jeszcze oddany w ręce nowego właściciela, to dodatkowo ujawnił on szereg wewnętrznych problemów. Problemów, które nie wydają się tak małe, jak to próbował jeszcze nie tak dawno temu bagatelizować sam prezes. Wszechobecna krytyka, bunt piłkarzy, a pod koniec miesiąca rusza PKO BP Ekstraklasa.

O Pogoni jest teraz bardzo głośno, ale zapewne nie w takim kontekście, jakim chciał pan prezes. Człowiek, który jeszcze przecież 23 grudnia życzył wszystkim wesołych świąt i zapowiadał nowe rozdanie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze